Wyjazd klubowy do Drezna 21-23.10.2016r.
Kilka miesięcy temu ustaliliśmy , że jako Zadyszka pojedziemy pobiegać w Dreźnie ,co stało się faktem 21 października i w sile 23 osób ruszyliśmy na zachód (jak to brzmi). O wyborze lokalizacji zadecydowało kilka czynników: - odbywało się tam kilka biegów, więc każdy mógł wybrać dla siebie odpowiedni dystans - dobry termin i przyjemna trasa, wczesna jesień czyli idealne warunki na kolejne życiówki - znajomość okolicy i języka przez naszą klubową koleżankę. Wyruszyliśmy w piątek, a że nasza podróż odbywała się samochodami osobowymi każdy mógł znaleźć porę odpowiednią dla siebie. Już po południu na miejsce dotarli nasi pierwsi zawodnicy. Zostawili bagaże w całkiem przyjemnym hotelu, odpoczęli trochę i wyruszyli zapoznać się z miastem. Z małymi przygodami (jazda w kółko w poszukiwaniu hotelu), już po godz.20.00 cała Zadyszka była w komplecie. Paweł z emocji postanowił nawet wybrać się na małą przebieżkę po okolicy. Rozgościliśmy się w pokojach, chwilka odpoczynku i wieczorkiem impreza u Państwa Czajów. Nasz trener z żoną obchodzili rocznicę ślubu, więc nie mogło się obejść bez uczczenia takiej okazji. Przepyszny tort, przywieziony jeszcze z Polski, szampan i można było świętować. Solenizanci byli mile zaskoczeni naszą niespodzianką. Wszyscy w ciepłej i dość radosnej atmosferze zaliczyliśmy pierwszy dzień naszej wycieczki. Sobotę zarezerwowaliśmy sobie na odbiór pakietów połączony ze zwiedzaniem. Koło 10 zbiórka przed hotelem i rozpoczęliśmy aktywny dzień. Pomocna przy pakietach i nieoceniona podczas zwiedzania starszej części Drezna Margritt - najpierw zaprowadziła nas na przystanek żeby pojechać odebrać numery startowe, jednak to wycieczka biegaczy więc postanowiliśmy pokonać całą trasę pieszo. Trzykilometrowy spacerek do biura zawodów umilała przyjemna pogoda - choć zapowiadali deszcz. Na miejscu odebrane pakiety, maratończycy i połówkowicze mogli skorzystać z "pasta party" ,czyli zjeść smaczny makaron przygotowany przez organizatorów, inni wypili kawkę i ruszyliśmy zwiedzać starszą część miasta. Zobaczyliśmy Hofkirche - największy kościół katolicki w Dreźnie będący ostatnią barokową budowlą w mieście. Do wyposażenia Kościoła należy wiele bezcennych dóbr kultury XVIII wieku. Hofkirche posiada organy Silbermanna, które uznaje się za jego najpiękniejsze dzieło. Kolejna budowla czyli Opera Sempera mieszcząca się w jednym z najbardziej renomowanych i najpiękniejszych gmachów operowych na świecie, którego poprzednikiem był Teatr Dworski. Na rynku przed wejściem do Zwingera – późnobarokowego zespołu architektonicznego znajdującego się w centrum Drezna , zaliczanego do najbardziej znaczących budowli późnego baroku w Europie nastrojowo grał mężczyzna na fortepianie , co umilało oglądanie zabytków i słuchanie ciekawostek historycznych, którymi zajmowali nas nie tylko Margritt, ale również inni klubowi koledzy pasjonujący się historią. Oczywiście pamiątkowe zdjęcia i mogliśmy przejść dalej. Opuszczając plac pogoda przestała nas rozpieszczać i delikatnie pokropiło, a bractwo zaczęło się wykruszać zgodnie z zasadą: im dłuższy dystans nazajutrz, tym szybszy powrót do pokojów, choć były wyjątki. Później zatrzymaliśmy się na chwilę przed budką z "niemieckimi hot-dogami", tak można je nazwać gdyż różnią się nieco od naszych. Niewielka bułka i wielka kiełbaska oblana musztardą. Posileni przeszliśmy dalej podziwiając wyjątkową architekturę miasta i kupując pamiątki, znaczki czy magnesy, wiadomo jak z każdej wycieczki przywozimy jakieś drobiazgi. Po około dziesięciokilometrowej wycieczce wróciliśmy do hotelu. Wszyscy troszkę zmęczeni po wspólnej wyprawie, śmialiśmy się, że to przecież dopiero nazajutrz możemy mówić o spadku sił, dziś miało być magazynowanie energii. Rozeszliśmy się po swoich pokojach żeby odpocząć. Wieczorkiem jeszcze zebranie organizacyjne co do niedzieli i poszliśmy spać, bo odpoczynek to przecież ważny element harmonogramu biegacza.
Niedziela, dzień startu - nerwowe poszukiwania miejsc parkingowych i można się rozgrzewać. Start na różnych dystansach o różnych porach, więc troszkę zamieszania. Pierwsza zaczynała Ada swój mini maraton, kilkanaście minut przed biegiem, jednak zdążyła i później już wszyscy szczęśliwie wystartowali, zaczęła się walka na trasie. Padło kilka rekordów życiowych, oraz kilku Zadyszkowiczów zmieściło się na podium w kategoriach wiekowych. Kinga, Paweł i Romek zajęli drugie miejsca, a Daro wybiegał trzecią pozycję w swojej kategorii. Kobos miał złamać 3 godzinki w maratonie jednak lekka kontuzja uniemożliwiła mu to . Walka ze słabościami nie poszła na darmo , gdyż poprawił życiówkę , gratulujemy wyniku, naprawdę jest czego. Kolor z Grzesiem pobiegli bardziej zachowawczo co nie zmienia faktu , że zrobili świetne wyniki.. Iwka prowadzona przez Beatkę, ustanowiła imponującą życiówkę na 10km, a Józef jak zwykle nie dał się trasie i z uśmiechem na twarzy ukończył kolejny maraton. Udział w imprezie spokojnie można uznać za udany tym bardziej, że w klasyfikacji drużynowej Zadyszka zajęła 8 miejsce. Podsumowując wycieczkę: biegi udane, architektura wspaniała, zabytki przepiękne, ludzie mili, ale dość sztywni (poważni) i mało weseli porównując do innych nacji. Jednak wiadomo każdy naród jest inny, a świetnie jest mieć okazję odkrywać nowe miejsca i kulturę. Dziękujemy całej ekipie za super wyjazd i mamy nadzieje, że ponownie spotkamy się w tak miłych okolicznościach.
Kinga Cichoń